"Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich". Zdjęcie: Niepokalanów.pl
14 sierpnia wspominamy świętego Maksymiliana Marię Kolbego - misjonarza i męczennika, który w obozie koncentracyjnym Auschwitz udowodnił czym jest prawdziwa miłość człowieka.
Tekst: Marta Tomczyk-Maryon
Viktor E. Frankl, wybitny neurolog i psychiatra, jeden z autorytetów XX wieku, który był więźniem obozów koncentracyjnych napisał:
„Doświadczenia życia obozowego wyraźnie pokazują, że człowiek ma wolność wyboru tego, jak postępuje. Istnieje wystarczająco dużo przykładów, często niezwykle heroicznych, będących dowodem na to, iż apatię można było przezwyciężyć a rozdrażnienie opanować. Człowiek może zachować resztki wewnętrznej wolności, niezależności myśli, nawet w warunkach tak koszmarnego psychicznego i fizycznego stresu. My, którzy byliśmy więzieni w obozach koncentracyjnych, dobrze pamiętamy ludzi wędrujących od baraku do baraku, pocieszających towarzyszy niedoli, ofiarujących im ostatni kawałek chleba. Nie było ich zbyt wielu, lecz stanowią wystarczający dowód na to, że człowiekowi można odebrać wszystko z wyjątkiem jednego - ostatniej z ludzkich swobód: swobody wyboru swojego postępowania w konkretnych okolicznościach, swobody wyboru własnej drogi”.
(Viktor E. Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu, s.108-109)
Życie św. Maksymiliana Marii Kolbego było najdalej posuniętym dowodem tej koncepcji. Jego służba duszpasterstwa w obozie koncentracyjnym, potajemne sprawowanie Mszy św., a następnie podjęcie decyzji o dobrowolnej śmierci za jednego z współwięźniów były wyrazem jego wewnętrznej wolności, odwagi i miłości bliźniego.
Biała i czerwona korona
Maksymilian Maria Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli. Na chrzcie otrzymał imię Rajmund. Jego rodzice pracowali, jako tkacze. Po krótkim pobycie w Łodzi rodzina zamieszkała w Pabianicach. Rajmund miał czworo braci, z których dwóch młodszych zmarło w dzieciństwie. Dzieci uczyły się w domu, tu otrzymały również wychowanie chrześcijańskie i patriotyczne. Rodzice rozbudzili w małym Rajmundzie wielką miłość do Najświętszej Maryi Panny i wolę Maryjnej rycerskości, połączonej z miłością do Ojczyzny - Jej królestwa.
Kiedy chłopiec miał 10 lat objawiła mu się Maryja Panna, która trzymała w rękach dwie korony: białą, będącą symbolem czystości i czerwoną oznaczającą męczeństwo. Mały Rajmund bez zastanowienia wybrał obie korony.
Jako trzynastoletni chłopiec Rajmund rozpoczął naukę w Małym Seminarium Duchownym Ojców Franciszkanów we Lwowie, a następnie wstąpił do zakonu franciszkanów konwentualnych. W zakonie przyjął imię Maksymilian. Następnie przez siedem lat (1912-1919) studiował w Rzymie, gdzie zrobił doktorat z filozofii na Uniwersytecie Gregorianum i następnie z teologii na Wydziale Teologicznym Ojców Franciszkanów Seraphicum.
W październiku 1917 założył stowarzyszenie Rycerstwo Niepokalanej (MI). Od tej pory idea Rycerstwa, całkowitego oddania się Niepokalanej, przenikała wszystkie jego działania. W kwietniu 1918 przyjął święcenia kapłańskie.
Rycerz Niepokalanej
Po powrocie do Polski o. Maksymilian poświęcił się intensywnej pracy duszpasterskiej. Warto dodać, że tę nadzwyczajną aktywność wykazywał człowiek poważnie chory na gruźlicę, którego przełożeni niejednokrotnie w trosce o jego życie starali się oszczędzać.
Maksymilian zorganizował pierwsze koła Rycerstwa Niepokalanej (MI). Na początku roku 1922 zaczął wydawać czasopismo „Rycerz Niepokalanej”, a w 1927 w Teresinie pod Warszawą na ziemiach ofiarowanych przez księcia Jana Druckiego-Lubeckiego założył klasztor i wydawnictwo Niepokalanów. Dzieło o. Maksymiliana nadzwyczajnie się rozrastało.
On jednak wraz z kilkoma braćmi zdecydował się na wyjazd do Azji, aby tam szerzyć kult Matki Bożej. W roku 1930 znalazł się w Japonii, gdzie został tu życzliwie przyjęty przez biskupa Nagasaki. Nieznajomość języka nie przeszkodziła mu w wydawaniu japońskiej wersji „Rycerza”. Wkrótce na peryferiach miasta wybudował klasztor, który nazwał Ogrodem Niepokalanej. Wielu Japończyków przeszło na katolicyzm, niektórzy wstąpili do seminarium, które powstało z inicjatywy polskich zakonników. Japoński „Rycerz osiągnął imponujący nakład 50 tysięcy egzemplarzy.
Strona tytułowa pisma wydawanego przez św. M. Kolbe.
Zdjęcie: Podkarpacka Biblioteka Cyfrowa
Nowoczesny dziennikarz i wydawca
W roku 1936 zgodnie z wolą przełożonych o. Maksymilian wrócił do Polski, aby kontynuować swoje dzieło w ojczyźnie. Był to największy rozkwit Niepokalanowa - żyło tam ok. 800 zakonników, a „Rycerz Niepokalanej" był wydawany w nakładzie 750 tysięcy egzemplarzy. Warto dodać, że takiego nakładu nie osiąga obecnie żadna ogólnopolska gazeta w Polsce i w Norwegii.
Maksymilian był nie tylko człowiekiem wiary, ale także osobą otwartą na nowości techniczne. W roku 1936 pojechał po raz pierwszy do Berlina do telewizji, aby zapoznać się z tym nowym medium; w przyszłości zamierzał wykorzystać je dla swego dzieła. W Niepokalanowie już od roku 1938 działała już radiostacja, planowano nadawanie regularnych audycji radiowych. Wydawano również „Mały Dziennik”, katolickie pismo codzienne na całą Polskę, który drukowali bracia w Niepokalanowie.
W obozie
Wybuch II wojny światowej oznaczał dla Niepokalanowa i o. Maksymiliana konieczność dostosowania się do nowych, trudnych warunków. Przyjął je z „heroicznym poddaniem się woli Bożej”. Otworzył bramy klasztoru dla uciekinierów, rannych, chorych, głodnych, chrześcijan i Żydów. „Jesteśmy gotowi oddać życie za nasze ideały” - deklarował z odwagą.
Taka postawa miała jednak konsekwencje: o. Maksymilian został wywieziony z braćmi do obozów na tereny Niemiec. Został zwolniony z obozu w Ostrzeszowie w uroczystość Niepokalanego Poczęcia. 17 lutego 1941 r. został ponownie aresztowany przez gestapo i przewieziony na Pawiak, a 28 maja do Auschwitz. Otrzymał tu numer obozowy 16670. W obozie o. Maksymilian był wiele razy bity i katowany.
Współwięźniowie zapamiętali go jednak, jako człowieka pełnego wiary i podnoszącego innych na duchu.
Na temat świętego ukazało się sporo publikacji, jedną z nich jest np. książka Ph. Maxena, która odkrywa wizerunek
o. Kolbe jako człowieka przedsiębiorczego i skutecznego w swoich działaniach.
Wybór Miłości
W lipcu 1941 jednemu z więźniów obozu udało się uciec. W odwecie za to Niemcy zarządzili tzw. wybiórkę - wskazanie dziesięciu innych na śmierć głodową. Jednym z nich był Franciszek Gajowniczek, który po latach tak wspominał ten dzień:
„Nieszczęśliwy los padł również na mnie. Ze słowami: Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam - udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci głodowej. Te słowa słyszał o. Maksymilian Kolbe. Wyszedł z szeregów, zbliżył się do Lagerfuhrera Fritzscha i usiłował ucałować jego rękę. Fritzsch zapytał tłumacza: Czego życzy sobie ta polska świnia? O. Kolbe wskazując ręką na mnie, wyraził swoją chęć pójścia za mnie na śmierć. Fritzsch ruchem ręki i słowem niech wyjdzie, kazał mi wystąpić z szeregu skazańców, a moje miejsce zajął o. Maksymilian Kolbe. Za chwilę odprowadzono ich do celi śmierci, a nam kazano rozejść się na bloki...
Ostatnie dni w bunkrze głodowym były największym świadectwem miłości. Wspominał to inny więzień obozu Bruno Borowiec:
„W bunkrze znajdował się o. Kolbe do naga rozebrany i czekał na śmierć głodową. Zaduch był straszny, posadzka cementowa, tylko wiadro na potrzeby naturalne. Ojciec Kolbe nigdy nie narzekał. Głośno się modlił tak, że i jego współtowarzysze mogli go słyszeć i razem z nim się modlić.
Z celi, w której znajdowali się ci biedacy, słyszano codziennie głośne odprawianie modlitw, różańca i śpiewy, do których przyłączali się też więźniowie z sąsiednich cel.
Umarł po dwóch tygodniach (14 sierpnia 1941) zgładzony zastrzykiem fenolu. Ojciec Kolbe umiał pocieszyć ludzi. Współwięźniowie narzekali i w rozpaczy krzyczeli i przeklinali. Po jego słowach uspokajali się. Gdy miałem jego ciało z celi wynieść, siedział na posadzce oparty o ścianę i miał oczy otwarte. Jego ciało było czyściutkie i promieniowało. Jego twarz oblana była blaskiem pogody. Wzrok o. Kolbe był zawsze dziwnie przenikliwy. SS-mani go znieść nie mogli i krzyczeli: Patrz na ziemię, nie na nas! Pewnego razu podziwiając jego męstwo za życia mówili między sobą: Takiego klechy jak ten nie mieliśmy tu jeszcze. To musi być nadzwyczajny człowiek”.
Zdjęcie: Niepokalanów. pl
Dzięki ofierze o. Maksymiliana Franciszek Gajowniczek zmarł dopiero w 1995 roku w wieku 94 lat.
Św. Jan Paweł II kanonizował o. Maksymilliana 10 października 1982 roku. Ogłosił go również Męczennikiem z miłości. Podczas swej II pielgrzymki do Ojczyzny nawiedził Niepokalanów 18 czerwca 1983 r., gdzie odbyły się historyczne uroczystości pokanonizacyjne.
M. Kolbe stał się również bohaterem komiksu, który przedstawia jego postać
w sposób atrakcyjny dla młodego pokolenia.